niedziela, 21 sierpnia 2016

Wakacje z Feerią Young


"Pozwól mi odejść"

           Zapraszając Gabe'a i Saylor na spóźniony miesiąc miodowy nie sądziłam, że zechcą przyjechać do małej mazurskiej miejscowości, która prócz lasów, jeziora i świeżej ryby niewiele ma do zaoferowania mieszkańcom wielkiego świata. Jednak w głębi duszy wiedziałam, że daleko im do snobów, ale dopiero wiadomość zwrotna potwierdziła moje przypuszczenia i wywołała falę pozytywnych emocji.
         Poranek 1 lipca przywitał mnie nieśmiałymi słonecznymi promieniami, ale nawet gdyby lało jak z cebra uznałabym, że jest piękna aura. Zegar wskazywał 8:15. Jeszcze dwie godziny i przyjaciele staną w moich progach. Denerwowałam się jakbym szykowała się na pierwszą randkę, co było niedorzeczne, gdyż nie byliśmy sobie obcy, choć oczywiście godziny rozmów przez Skype'a, czy wymiana maili to nie to samo, co spotkanie w realu. Snułam się po domu, jeszcze raz sprawdziłam czy w pokoju przygotowanym dla gości niczego nie brakuje, a kiedy kilka minut po dziesiątej usłyszałam klakson moi znajomi stali przed bramą. 
         Pierwsza z samochodu wyskoczyła Say. Nie zdążyłam nawet umożliwić Gabe'owi wjazdu na posesję, bo jego żona zatrzymała mnie w powitalnym uścisku.
- Drogie panie, a Ashton Hyde już wam niepotrzebny?
- Najdroższy, tylko pół minuty nie okazywałam ci zainteresowania, a ty już czujesz się zbędny? Say przewróciła oczami i pomogła mi otworzyć bramę.
        Gabe zaparkował, ale nim przywitał się ze mną niby przypadkiem musnął usta Saylor. Byli małżeństwem od kilku miesięcy, ale nie trzeba mieć doktoratu ze spraw sercowych, żeby zauważyć, iż tych dwoje świata poza sobą nie widzi, a te drobne gesty, takie spontaniczne dowody miłości przychodzą im w naturalny sposób. Na początku myślałam, że tydzień z parą gołąbków, dla mnie, zagorzałej singielki będzie torturą, ale tandem Gabe - Say okazał się świetnym towarzystwem. Saylor była znakomitą kompanką nie tylko do wodnego szaleństwa, ale również nieocenionym wsparciem w kuchni, szczególnie wtedy, kiedy Gabe postanowił realizować się jako wędkarz. Ale nic nie mogło równać się z wieczorami przy ognisku, na których mój gość brał w obroty gitarę i pieścił głosem nasze uszy. Było cudownie, nawet wtorkowe taco udało mi się zorganizować. Nasze trio bawiło się wspaniale i nic nie zwiastowało nadchodzącej katastrofy.
          Nie wiem co mnie podkusiło, ale w piątek zaprowadziłam moich przyjaciół do pewnego miejsca w lesie, o którym krążą miejskie legendy, do „Zwierciadła duszy” - krainy utkanej przez duchy i osadzonej między naszą rzeczywistością, a jej metafizycznym wymiarem. Wieść niesie, że prowadzą do niej sosnowe wrota, ukazujące się tylko osobom potrzebującym spojrzenia w lustro własnego życia. Mnie oczywiście drzwi do owej cudownej krainy nigdy nie objawiły się, nawet poddawałam w wątpliwość jej istnienie, ale uznałam, że wycieczka do starego i tajemniczego lasu to dobry pomysł.     
         Wędrówka w cieniu drzew oraz aromatycznej woni sosen i wilgoci w upalny dzień była bardzo przyjemnym doznaniem, a dowcipy męża Say sprawiały, że uśmiech nie schodził z naszych twarzy. Aż do momentu, w którym Gabe zauważył splecione niczym para kochanków drzewa i pobiegł w ich kierunku. Zanim dotarło do mnie co się wydarzyło, chłopak zniknął z mojego pola widzenia. 
         Nie zastanawiając się ruszyłam w tamtym kierunku, a kiedy minęłam zaplątane drzewa, lasu za moim plecami już nie było, a moim oczom ukazał się górski stok pokryty śniegiem, na którym dziewczyna i chłopak prowadzili ożywioną konwersację. Już chciałam do nich podbiec, ale rozpoznałam młodzieńca – to Gabe, tylko kilka lat młodszy i z innym odcieniem włosów na głowie. Podeszłam bliżej i ukryłam się za drzewem, gdyż uznałam, że lepiej nie zdradzać swojej obecności.
- Kimmy, jesteś cała i zdrowa, ty żyjesz!
- Parker, dobrze się czujesz? 
- Tak księżniczko, nie mogę uwierzyć, że ty i ja...
- Jesteś szalony! Zaśmiała się Kimmy – przecież niedawno przyjechaliśmy.
Przytulił ją mocno do siebie i zaczął szeptać do ucha słowa, których nie mogłam usłyszeć. 
         Stałam jak skamieniała i zastawiałam się, co się właściwie dzieje. Nie wiedziałam gdzie jest Saylor i miałam nadzieję, że ten widok zostanie jej oszczędzony. Nie jest chyba przyjemnie ujrzeć ukochanego mężczyzny w uścisku z byłą dziewczyną, która odeszła na wszystkie możliwe sposoby, a teraz z jakiegoś irracjonalnego powodu powróciła. 
         Musiałam jednak odłożyć rozważania na później, gdyż sprawy na stoku przybrały nowy obrót. Usłyszałam jak Kimmy oznajmia, że ma już dość zimowego szaleństwa i chce wracać do chatki. Widziałam, że Gabe waha się. Ale po chwili zgodził się na propozycję dziewczyny. 
        Ruszyli w stronę domu. Ja oczywiście za nimi, co wcale nie było takie proste, gdyż letnie ubranie nie ułatwiało kamuflażu na śniegu i było bardzo przewiewne. Podążałam za nim w miarę możliwości dyskretnie, choć pewnie gdybym ujawniła się i tak by mnie nie zauważyli. Kiedy dotarłam na miejsce siedzieli przy kominku i rozmawiali. 
       Nie podsłuchiwałam, gdyż uznałam, że mają prawo do prywatności. Ale kiedy po niespełna godzinie uchylili okno usłyszałam, że Gabe śpiewa.
- Kocham moją księżniczkę, moją ulubienicę. Kiedy słyszę jej śmiech, mam ochotę przenosić góry, bo jesteś moją małą dziewczynką... Jego głos się łamał, a kiedy skończył Kimmy podeszła, przytuliła się do niego i zaczęła nucić: – Rozdarty. Kochany przez jedną, a potem przez drugą. Przeciągany niczym lina to w jedną, to w drugą stronę. Nawet gdybym tobą oddychał każdego dnia, wciąż byłoby mi mało ...
- Księżniczko skąd wiesz?
- Park, kocham cię, ale już najwyższy czas żebyś pozwolił mi odejść. Ukołysałeś mnie do snu i sprawiłeś, że zasnęłam szczęśliwa. Dotrzymałeś obietnicy i nie porzuciłeś mnie, ale już czas żeby każde z nas podążało własną drogą.
- Księżniczko, przepraszam. Gdybym mógł cofnąć czas.
- A Saylor? Potrafiłbyś wykreślić ją ze swojego życia? Zapomnieć? 
- Kimmy...
- Park, dostałeś od losu szansę, dlatego nie powinieneś oglądać się za siebie. Przeszłość jest ważna, ale pamiętaj, że nie można nią żyć. Obiecaj, że to nasze ostanie spotkanie.
- Nie wiem czy potrafię.
- Park, musisz obiecać. Oboje wiemy, że nasze ścieżki skrzyżowały się na chwilę, ale ten czas przeminął. Nie zapomnij o mnie, ale pamiętaj, że życie toczy się dalej. Twoje życie Gabe.
Podeszła do niego, włożyła małe zawiniątko w jego dłoń i wybiegła z pokoju. Gabe stał oniemiały, a kiedy rozchylił palce na jego ustach zagościł uśmiech. Uznałam, że najwyższy czas zdradzić swoją obecność, ale nim zdążyłam się ujawnić Gabe krzyknął:
- Aga długo jeszcze zamierzasz kręcić się pod oknem!
        Droga powrotna na szczęście okazała się krótka i przebyliśmy ją w milczeniu. Żadne z nas nie miało odwagi zadać pytań, na które nie chcieliśmy poznać odpowiedzi. Ta chwila należała do niego, a ja byłam przypadkowym świadkiem. Kiedy dotarliśmy na leśną polanę Saylor stała ze zdziwioną miną. Nim jednak wypowiedziała słowo, Gabe był przy niej i szeptał:
- Kocham cię Saylor.       
Say nie pytała co wydarzyło się w lesie. Ale chyba wiedziała, że Gabowi to ostatnie pożegnanie z Kimmy było potrzebne. Kiedyś wyznała mi, że jej ukochany w sztuce kamuflażu nie ma sobie równych, ale ją nie tak łatwo oszukać. Nie mogła mu pomóc, ale cierpliwie czekała aż on uczyni ten jeden krok w tył, by mogli pójść naprzód.
       Wyjechali w niedzielę, ale przed wyjazdem zgodnie stwierdzili, że lepszego miesiąca miodowego, a w zasadzie tygodnia nie mogli sobie wymarzyć. Na przyszły rok zaprosili mnie do siebie, a Gabe obiecał pokazać mi  magiczne miejsce dla singli, o którym krążą niesamowite opowieści.



3 komentarze: