Mam nadzieję, że lektura sprawi Wam tyle samo przyjemności, co mnie.
Pora już co prawda późna, pies śpi jak zabity, no ale nikt nie mówił, że życie po wojnie nuklearnej będzie lekkie. Czarni znów dali o sobie znać i trzeba było brać nogi za pas. Na barykadzie dali już sobie radę, ale nasza (moja i psa) ucieczka tunelem z samego rana dała nam zdrowo w kość. Zwłaszcza, że reszta dnia również nie należała do relaksującej. W planach był wypad na miasto z dwoma stalkerami ze stacji obok. O umówionej godzinie przy wyjściu z metra stawił się jednak tylko jeden, tłumacząc, że kolega ma problemy rodzinne. Żona gdzieś zbłądziła zbierając grzyby więc jej szukają. Na moje oko to zwykła wymówka, tak jak poprzednim razem gdy rzekomo syn Vladka nabawił się niestrawności. Vladek jednak nigdy nie należał do osób, na których można polegać, ot tchórz i tyle więc i tym razem jego nieobecność zbytnio mnie nie zaskoczyła. Mira jednak stawił się tak jak się umawialiśmy więc długo nie myśląc wyszliśmy na powierzchnię. Pies już od pierwszej chwili był bardzo niespokojny. Mimo swojej maski na pysku wyczuwał to co niedługo miało nastąpić. Swym zachowaniem od razu zwrócił naszą uwagę, a co za tym idzie wzbudził też czujność. Dobra psina nigdy mnie nie zawiodła. Zawsze przy nodze, nie raz uratowała mnie z opresji. Wierny przyjaciel i tym razem wywęszył czyhające niebezpieczeństwo, które w sekundę nabrało całkowicie realnych kształtów.
- Mira, słyszałeś? spytałem kompana.
Ten milczał stojąc w bezruchu, gdy w końcu szepnął z uśmieszkiem na twarzy.
- Coś się kroi.
Ten milczał stojąc w bezruchu, gdy w końcu szepnął z uśmieszkiem na twarzy.
- Coś się kroi.
Po tych słowach oboje przeładowaliśmy broń i w tej samej sekundzie w uliczce po prawej pojawiło się pięcioro wściekle czerwonych par oczu.
- Mutanci. Szepnął Mira. Przytaknąłem, przełykając ślinę i nerwowo ściskając broń rzekłem.
- Coś musiało wybudzić ich ze snu. Co robimy?
- Chyba nie mamy większego wyboru rzekła Mira. Uciec nie damy rady, będzie jatka.
W tej samej chwili pierwszy z mutantów rzucił się w naszą stronę. Reszta stała wryta, jakby czekając na przebieg zdarzeń. Wzbudziło to moje zaniepokojenie, gdyż czerwonoocy zawsze atakowali w grupie, bez współczucia dla pobratymców, bez litości dla przeciwnika. Atakowali w ślepym widzie, nie zważając na straty własne, do ostatniej kropli swojej radioaktywnej krwi. Mutant zbliżał się do nas w niesamowitym tempie, jednak odległość jaka nas dzieliła była wystarczająca by Mira mógł spokojnie wycelować i oddać strzał. Kula przebiła czaszkę czerwonookiego dokładnie pomiędzy oczami by chwilę później wystrzelić z drugiej strony tworząc dziurę wielkości pięści. Mutant padł na ziemię. Reszta przyglądała się dalej. W tym momencie w ulicy po lewej stronie pojawiło się kolejnych 5-ciu czerwonookich.
- Robi się nieciekawie, rzekł Mira tracąc jednocześnie uśmieszek na twarzy, ale damy radę. Ty bierzesz tych po prawej, ja tych po lewej. Przeładuj na rozpryskowe, będzie ciekawiej, po czym sięgnął po magazynek zza swojego pasa i zamienił z tym w karabinie. Szybko zrobiłem tak samo i wtedy się zaczęło. Mutanci biegli już w naszą stronę. Wal Mira, krzyknąłem i posypał się grad kul. Jeden padł, drugi i trzeci. Nie mogliśmy dopuścić do kontaktu. Bliższe spotkanie z mutantem znaczyło śmierć. Ich pazury cięły stal a co dopiero kruche ludzkie ciało. Dystans szybko się zmniejszał, Łuski spadały jedna po drugiej, gdy nagle ziemia zadrżała i poczułem podmuch zza pleców. Dieeeeee, wrzasnął Mira upuszczając zawleczkę na ziemię i kierując serię na ostatnich dwóch czerwonookich zaledwie kilka kroków od nas. Nastała cisza. Lufy dymiły a pies merdał ogonem.
- i po sprawie. Rzekł Mira a na jego twarz wrócił uśmieszek. Co piesku? Podobało się? Koniec atrakcji na dzisiaj, wracamy. Spotkaliśmy 10'ciu, będą kolejni. Coś wisi w powietrzu skoro te łajzy nie śpią.
- Wracamy, odpowiedziałem głaszcząc psa po łepetynie.
Nasza misja, się nie powiodła. Spróbujemy raz jeszcze jutro. To był ciężki dzień dla nas wszystkich i pora na odpoczynek. Może jakaś dobra książka ale co by tu poczytać? Podobno w Italii też mają problemy, może "Korzenie niebios"? Jeśli nasza misja powiedzie się jutro tą właśnie książkę przeczytam a dzisiaj pozostaje już tylko iść spać.
Bardzo emocjonujące, ciekawe, a przez to wciągające opowiadanie. Ładnie napisane i trzymające w napięciu. Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Jeśli tylko czas pozwoli, postaram się napisać coś więcej :)
UsuńInteresujące...
OdpowiedzUsuń