Daj się porwać
niezapomnianej przygodzie z dużą dawką humoru, którą potrafi
zapewnić tylko proza Olgi Gromyko.
Rok Szczura. Widząca to
pierwszy tom trzytomowej sagi, która opowiada losy Ryski –
wiejskiej dziewczyny wykazującej pewne zdolności jasnowidzenia,
której w pełnej przygód wędrówce towarzyszą: jej przyjaciel z
dzieciństwa Żar – złodziejaszek i znaleziony na drodze szczur
Alk – który właściwie szczurem nie jest.
Z tysiąca ścieżek
utkany jest ludzki los i tylko Najjaśniejsza Bogini wie, dokąd
prowadzą. Alk pragnie władzy i sławy, Żara nęci bogate i wygodne
życie, a Ryska marzy o cichym rodzinnym szczęściu.
Jednak żeby jedno
marzenie się spełniło, czasem trzeba zrezygnować z innych.
Szeroki świat poza
granicami rodzinnej wioski jest dziwny i groźny. Czy młodej wędrowniczce
starczy szczęścia, by uniknąć niebezpieczeństw i dokonać właściwego wyboru? Czy
właściwy wybór w ogóle istnieje?
Jak potoczą się losy
Ryski i jej towarzyszy? Czy już zawsze będą tułaczami i zbiegami? Póki trzymają
się razem, jest nadzieja na szczęśliwe wywinięcie się z każdej awantury.
Premiera:
10.12.2014
Rok Szczura. Wędrowniczka to
niecierpliwie wyczekiwany przez czytelników drugi tom trylogii Rok
Szczura – bestsellerowej sagi, która opowiada losy Ryski –
wiejskiej dziewczyny wykazującej pewne zdolności jasnowidzenia,
której w pełnej przygód wędrówce towarzyszą: jej przyjaciel z
dzieciństwa Żar – złodziejaszek oraz znaleziony na drodze szczur
Alk – który właściwie szczurem nie jest.
Po raz kolejny Olga Gromyko –
bestsellerowa autorka Wiernych wrogów i serii o przygodach wiedźmy
Wolhy gwarantuje niezapomnianą dawkę fantastycznej przygody z dużą
dozą humoru, tak cenioną przez jej licznych fanów.
Ledwo co parę tygodni temu Ryska była
zwykłą wiejską dziewczyną, którą od rówieśniczek odróżniały
wyłącznie zdolności widzącej, czyli umiejętność dokonania
najlepszego wyboru.
A teraz tuła się po drogach i
wsiach w towarzystwie Żara, młodego złodziejaszka –
przyjaciela z dzieciństwa i Alka – gadającego szczura, którego
największym życzeniem jest zmienić się z powrotem w człowieka.
I wszystko byłoby dobrze (a
przynajmniej względnie dobrze) gdyby nie to, że dokonane dawno temu
wybory często miewają nie do końca spodziewane a równocześnie
daleko idące konsekwencje...
Premiera:
5.12.2015
Rok Szczura. Wędrowniczka - fragment
Babka Szuła odeszła
na niebiańskie drogi w nocy, we śnie. Znalazła ją sąsiadka,
która wpadła pożyczyć kubek mąki. Staruszka była już blada i
zimna, leżała z rękoma wyciągniętymi na kołdrze i z jakiegoś
powodu wyglądała na bardzo zadowoloną. Ni to sama Holga raczyła
odprowadzić ją w ostatnią podróż, ni to przyszłość, która
przywidziała jej się przed śmiercią - bo w końcu po tamtej
stronie nie ma czasu i cała pajęczyna losów widoczna jest jak na
dłoni – tak bardzo się Szuli nie spodobała, że z radością
zamieniła ją na Dom Wieczny.
Sąsiadka podniosła
raban, przybiegły babki-przyjaciółki i zaczęły rzeczowy lament,
natychmiast roznosząc smutną wieść po wiesce. Nie minęło nawet
pięć łuczyw, a już czyściutka i przebrana nieboszczka leżała w
ściągniętej ze strychu i wytartej z pajęczyn trumnie, a węzełek
z tym co uskładała "na pochówek" przekazano Cyce i
Mikhowi, którzy zgłosili się do wykopania mogiły oraz sklecenia
klatki nad grób. Modlik, o którym babka również nie zapomniała,
z szacunkiem czyścił piaskiem posąg Bogini, żeby i Szuli zrobić
przyjemność z okazji mszy i przed Holgą nie było wstyd. Nad
wieską unosił się aromat serowych placków, głównego dania
stypowego. Każda gospodyni starała się jak mogła, żeby goście
sięgali właśnie po jej poczęstunek - podobno z
racuszkami-naścieżkami z domu wychodziły drobne problemy i im
więcej goście zjedzą, tym więcej ich wyjdzie. Do ciasta sypano
mak, suszone śliwki, winogrona, a co bogatsi nawet pchali do środka
miedki. Oczywiście wcale nie każdemu wychodziły takie frykasy -
tym co przyniósł Kołaj można było co najwyżej gwoździe wbijać,
ale jakie by nie były - nadal oznaka szacunku dla nieboszczki. Bo w
wiesce to prawie każdy każdemu krewny. Nawet Świstak się wybrał
na pogrzeb, chociaż kompletnie nie potrafił sobie przypomnieć z
którego pokolenia ciotką była dla niego Szuła.
Do południa wszystko
było już lepiej lub gorzej załatwione i wiesczanie zebrali się
przy osieroconym domu babki. Niechaj Sawrianie swoich nieboszczyków
trzymają w izbach po dwie doby i oddychają trupem. Bo na co tu
czekać? Skoro dusza odleciała z ostatnim tchnieniem, to ciało
również trzeba możliwie szybko sprzątnąć, żeby przypadkiem nie
wlazł do środka kto inny, niezbyt przyjazny. Mówią, że u
białowłosych przez te ich durne obyczaje żywe trupy po ulicach
chadzają razem z żywymi i nie idzie ich odróżnić, póki nie
zaczynają śmierdzieć.
Bliżej ganka stały
ciężarna Fessa i dwie wiesczanki z niemowlakami na rękach -
uznawano, że przenoszony obok trup zabiera ze sobą zołzy, nocne
krzyki i inne dziecięce choroby. Trochę dalej kłębili się
chłopcy z woreczkami sproszkowanej gorczycy - pójdzie w ruch
dopiero w drodze powrotnej, ale dla wieskowych dzieciaków pogrzeb to
święto jak każde inne, bo i zebranie, i uczta, i pieśni... Tyle,
że nie można się śmiać, więc chłopcy tylko szturchali jeden
drugiego łokciami i puszczali oczka.
Jako ostatni wrócili
z cmentarza spoceni i umorusani ziemią robotnicy. Obaj mieli koszule
zawiązane w pasie, twarze czerwone z wysiłku, więc babki zaczęły
syczeć z irytacją: co to za bezeceństwa przez obliczem śmierci?
Macie się natychmiast opłukać i ubrać! Bierzcie przykład ze
swojego gospodarza - cały czyściutki, można już jego samego
zakopywać i w oczach ma czarną rozpacz...
Właściciel majątku
rzeczywiście wyglądał wyjątkowo smutno. Musiał ze zgrzytaniem
zębów zrezygnować z interesu, który mógł przynieść mu sto
złotów zysku - albo trzysta straty. Partner Świstaka nie miał
żadnego zabezpieczenia, a jedynie ryzykowny plan, tak bezczelny, że
miał szansę zadziałać. Ale gospodarz nie odważył się wziąć w
nim udziału bez akceptacji Widzącej. W końcu takich durni, co za
setkę skoczą na główkę do bezdennego oczka w całym Rintarze
znajdzie się ledwo parę sztuk. Nie miał również ochoty radzić
się Wędrowca - sprawa była nie do końca legalna i lepiej żeby
nie dowiedział się o niej namiestnik. Tak więc pozostawało mu
tylko sapać z rozpaczą i liczyć uciekające korzyści w
oczekiwaniu na wyniesienie ciała babki Szuły.
Swoją drogą,
ciekawe, gdzie się podziała ta wredna dziewucha?!
***
W nocy Żar ukradł
Cyganom gitarę, za co teraz dostawał koszmarną burę. Niestety,
Cyganie wyjechali jeszcze przed świtem i było zdecydowanie za późno
na to, by gonić ich z przeprosinami, na co nalegała Ryska. Tak więc
przyjaciele musieli ruszyć własną drogą, cierpiąc z powodu
wyrzutów sumienia, którego dziewczyna jak zwykle miała tyle, że
starczyłoby na całą ich trójkę.
- Ty mi powiedz -
gorączkowała się, nieświadomie kopiąc Miłkę po bokach, przez
co krowa cały czas przyśpieszała kroku i ostatecznie przeszła w
kłus. - Po co ci ona w ogóle?!
Złodziej sam nie
bardzo potrafił odpowiedzieć na to pytanie, więc mógł tylko
rozkładać ręce z poczuciem winy. Potrafił poszczypać struny w
nieskomplikowanej melodyjce, ale faktycznie, po co komu w drodze
gitara, jeśli nie jest minstrelem? Tylko wali po plecach i brzdąka
kiedy nie trzeba.
Na Cyganów trafili
poprzedniego dnia, mijając tabor w chwili, gdy ten właśnie
wyruszał w podróż i trójka jeźdźców dosłownie została
wciągnięta w barwny korowód. Smagłe kobiety o białych zębach
otoczyły Ryskę, uśmiechając się szeroko i trajkocząc w
niezrozumiałym języku, jak stado srok. Dziewczyna z przerażeniem
przycisnęła do piersi węzełek z pieniędzmi, po raz pierwszy
żałując, że nie ma za pazuchą szczura obronnego. Zresztą,
Cyganki wcale nie miały zamiaru jej okradać, po prostu bawiła je
zagubiona i zaczerwieniona wiesczanka na krowie pstrokatej niczym
kołdra uszyta z resztek.
- Heeej no śliczna!
- mruknęła śpiewnie starsza kobieta, ubrana nawet jaskrawiej, niż
te młode, podzwaniając bransoletami na zwinnych i ruchliwych jak
węże rękach. - Czemu chowasz oczy? Przecież masz je szczególne,
szczęście przynoszą! Nie wierzysz? Ale ja prawdę mówię! Na
którego chłopaka spojrzą, ten szczęśliwy! Jak chcesz to ci
powróżę, kto to szczęście będzie miał?
Ryska, która na
samym początku odruchowo wbiła wzrok w ziemię, teraz zamknęła
oczy i zaczęła desperacko potrząsać głową. Cyganki jeszcze
chwilę bawiły się jej kosztem, ale w końcu zostawiły w spokoju,
na odchodnym wkładając we włosy żółty kwiat o postrzępionych
płatkach, który znalazła dopiero rano, wymięty i zwiędły.
Za to Żar od razu
odnalazł wspólny język z naczelnikiem taboru, smagłym
kędzierzawym młodzieńcem w jaskrawej niebieskiej koszuli i
spodniach tak niesamowicie szerokich, jak gdyby uszyto je z dwóch
spódnic. Przez cztery łuczywa świeżo poznani przyjaciele jechali
obok siebie, prowadząc gorącą dyskusję na temat tego, jak
najlepiej maluje się krowy (obaj wybuchnęli przykrym śmiechem na
naiwne pytanie Ryski, po co to w ogóle komu potrzebne), a w trakcie
wieczornego postoju przeszli od słów do dzieła, realizując dawne
marzenie Świstaka - zrobili z Miłki czarnulkę. W tej postaci krowa
wydawała się znacznie chudsza i bardziej gniewna, chociaż
wytrzeszczone oczy były oznaką zdumienia, a nie złości.
Ryska nie znalazła
specjalnej różnicy pomiędzy lewą stroną, którą malował Żar i
prawą, którą zajął się Cygan, ale po zmianach na krowie nie
dało się siadać w jasnych spodniach.
- A co będzie, jak
deszcz ją zmoczy?
Cygan z paskudnym
chichotem odparł, że najważniejsze, by deszcz nie trafił się w
dzień targowy. A następnie Żar uciekł z nim do ogniska wypić za
wyniki pracy, a obudził się z gitarą, którą delikatnie tulił do
piersi pod kocem.
Widząc, że słowami
nic tu nie wskóra, Ryska sięgnęła po zakazaną strategię:
- Alku! Powiedz mu!
Ale białowłosy
skrzywił się i odwrócił do pobocza, jakby nie usłyszał prośby.
Dziewczyna niepokoiła się zachowaniem Sawrianina coraz bardziej. Po
pierwsze, w ciągu ostatnich trzech dni towarzysze usłyszeli od
niego ledwo co pół setki słów, a i te wynikały z głębokiej
konieczności. Na wszelkie próby wciągnięcia do podróżnej
pogawędki odburkiwał półsłówkami albo w ogóle zbywał je
milczeniem, jak teraz. Po drugie...
- O, patrzcie,
karczma! - Żar spróbował zmienić temat. - Może wpadniemy na
piwko?
- Nie mam ochoty -
odparł Alk sucho i zgodne z przewidywaniami.
Ryska stłumiła
smutne westchnienie. Od czasu rozmowy z pustelnikiem przeklęty
Sawrianin nic nie jadł. Nie potrafiła zmusić się by zacząć go
namawiać, ostatecznie zdrowy dorosły facet, przecież nie można
karmić go łyżeczką do wtóru bajek, jakby był kapryśnym
maluchem.
- Faktycznie,
człowiek może miesiąc przeżyć bez jedzenia. - Żar złośliwie
wypomniał Alkowi jego własne słowa. - A skoro tak, to po co je
marnować?
Sawrianin znowu nie
odpowiedział i Ryska nabrała ochoty, by szturchnąć go i w ten
sposób wywołać jakąś reakcję.
Ostatecznie jednak
weszli do tej karczmy i zamówili piwo. Żar wziął dla siebie dwa
kufle na raz - do końca wiosny pozostawał jeszcze tydzień, ale
słońce parzyło w najlepszych tradycjach lata. Dziewka służebna
nie zastanawiając się długo rozstawiła kufle na różnych
krańcach stołu i Alk odruchowo wziął "swój" i upił
łyka.
- Mogliśmy poczekać
do Zającogrodu - zauważył z niezadowoleniem. - Zostało parę
łuczyw.
- A znasz tego całego
Matiuchę? - Czekając na zamówioną kaszę, Ryska podgryzała
darmowe żytnie sucharki ze stojącej na środku stołu miski. Sądząc
z warstwy okruszków na dnie, naczynia nikt nie wytrząsał, ani nie
mył już od miesiąca. Ale w podróży dziewczyna zdążyła
przyzwyczaić się do karczem i podawanego tam jedzenia, więc nie
wymagała od nich za wiele. Przynajmniej nie musiała sama gotować.
- Znaczy tego, do którego jest weksel?
- Znajdę. - Alk
również zgarnął kilka sucharków, ale na tym jego śniadanie się
skończyło. Nawet nie dopił piwa, tylko pociągnął jeszcze parę
łyków i odstawił kufel czekając, aż towarzysze skończą
posiłek.
Żar zerkał na kufel
Sawrianina z żalem. Po kim innym dopiłby bez specjalnego wstrętu,
ale w tym wypadku przecież można się otruć po takim gadzie.
Wszystkie dobre uczucia w rodzaju współczucia czy chęci pomocy
odskakiwały od białowłosego jak suchy groch od ściany. Alk chyba
celowo robił wszystko, by za jego trumną szły wyłącznie
trupojady.
Książka niby w moich klimatach, ale jakoś mnie nie kusi :(
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńTa rozdziawiona morda szczurka na pierwszej okładce mnie rozwala :D Ale myślę, że jakbym dorwała książki w swoje dłonie to skusiłabym się na lekturę ;)
OdpowiedzUsuńtematyka niby moja, ale jednak nie jestem przekonana :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;)
http://ravenstarkbooks.blogspot.com/
Nie słyszałam o tej książce, ale z tego co piszesz musi być interesująca :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńksiazkowy-termit.blogspot.com
Myślę, że fajnie byłoby sięgnąć po te książki ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam trochę o tej powieści i muszę przyznać, że się nad nią zastanawiam. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
moment-for-book.blogspot.com